Riviera Maya

      Tak jak pisałam ostatnim razem, w tym poście kilka słów i trochę więcej zdjęć wyjaśniających moją niedawną nieobecność tutaj.      
      W roli głównej dzisiaj będzie niezmiennie biżuteria, stylówką nawiązująca nieco do miejsca, które miałam możliwość i szczęście odwiedzić w ostatnim czasie. 






     Blisko 8 miesięcy po ślubie, w końcu udało nam się pojechać w podróż poślubną... Cały szum związany z przeprowadzką do Niemiec, nową pracą i mieszkaniem trochę ucichł, więc w końcu nic nie stało na przeszkodzie by wreszcie gdzieś pojechać :). Padło na Meksyk, a konktniej półwysep Jukatan. Bez wątpienia było to jedno z najpiękniejszych miejsć jakie miałam okazję w życiu zobaczyć. Przyroda, krajobraz, kultura, historia... Mega! :D Jestem pod wielkim wrażeniem.
      Na krótko przed wylotem udało mi sie skończyć parę kolczyków sutaszowych z turkmenitami. Już dawno chodziły mi one po głowie, a przecież lepszej okazji i scenerii do zrobienia im zdjęć nie mogłam sobie wymarzyć. Niestety... Nie minęły 24 godziny jak wylądowaliśmy i nasz aparat dokonał żywota w słonej wodzie Morza Karaibskiego... Brak słów... myślałam, że wyjdę ze skóry. Jedyne zdjęcia jakie mogliśmy zrobić to zdjęcia telefonem. Na szczęście ich jakość dość mile nas zaskoczyła. Nie jest to niestety jakość jaka mogłaby być uchwycona SONY  DSC-RX100 II, bo właśnie taki aparat szlag nam trafił, ale telefon trochę uratował sytuację. Już nawet nie było mi szkoda samego aparatu, ale zdjęć które można było nim zrobić, bo był to kawałek porządnego sprzętu jak na nasze potrzeby :(. No nic! Czas na zdjęcia.

Kamienie turkmenitu w sutaszowej oprawie. Całości dopełniają frędzle z koralików Toho. Poniżej seria zdjęć (nie tylko kolczyków :D ).










     Nie można pojechać do Meksyku i nie zaopatrzyć się chociażby w jeden ceramiczny produkt. Takich stoisk jak to, jest cała masa a najlepsze jst to zę wszystko malowane ręcznie!  Nie dało się przejść obok żadnego z nich obojętnie. Oczy wyłażą na wierzch i chcesz wszystko mieć! :P My przywieźliśmy ze sobą wielką czachę wymalowaną w czerwone kwiaty (do środka wsadzasz świeczkę i czacha świeci oczami :P ), kilka miseczek i oczywiście glinianą ręcznie lepioną figurkę La Catriny.








     Tutaj koralikowa Iguana. Oczywiście ręcznie lepiona i wyklejana. Koralikowych cudów była tam cała masa i to za niewiarygodnie śmieszną cenę. Bransoletki na krośnie, naszyjniki wyplatane przeróżnymi technikami i ściegami. Niestety nie pozwolono mi zrobić im zdjęcia na ulicznych stoiskach, a jak wyciągałam telefon by zrobić to "bez pytania" od razu ktoś podchodził i skutecznie to udaremniał :P.




No i mała namiastka całej reszty! <3 Zakochałam się. Polecam każdemu i chciałabym tam jeszcze kiedyś wrócić :).



































Komentarze

  1. Piękne zdjęcia, energetyczne jak kolczyki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Co jak co, ale energii Meksykowi odmówić nie można. Myślę, że trochę tej energi udało mi się w nich (i nie tylko) przywieźć ;).

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty